FUJIFILM X RAW STUDIO 10 – I jak tu nie zostać hejterem…?

Rewolucja – jedyna słuszna droga

7 września 2017 był dla użytkowników Fuji niczym trzęsienie ziemi. Przy okazji odbywającej się tego dnia w Tokyo FUJIKINY Kenji Sukeno zapowiedział wiele nowości. Jedną z nich, obok aparatu Fujifilm X-E3, obiektywów takich jak XF 6–16 2.8, XF80 czy GF 45 2,8, było nowe narzędzie do konwersji RAW o nazwie kodowej „FUJIFILM X RAW STUDIO”. Już sama nazwa przyspieszała krążenie w żyłach systemowców – w końcu „Studio” w nazwie zobowiązuje. Wystarczy przywołać w myślach nazwy takich produktów jak 3D Studio Max, Pinnacle Studio, Visual Studio by zrozumieć z czym będziemy mieć do czynienia. Darmowy kombajn do wywoływania plików RAW mógłby stać się potężnym atutem w rękach japońskiego producenta. Jak przystało na Fuji podejście do tematu konwersji jest również rewolucyjne, proces odbywać się będzie nie w komputerze (jak już zwykliśmy się przyzwyczaić), ale bezpośrednio w aparacie. Za przebieg operacji odpowiedzialny będzie dedykowany procesor X Processor Pro. Takie podejście uniezależni użytkownika od mocy obliczeniowej komputera i pozwoli na wywoływanie zdjęć niemal wszędzie. Jedynym warunkiem jest kawałek matrycy oraz naładowana bateria aparatu. Czyż to nie brzmi obiecująco?

Biorąc pod uwagę opisaną wyżej architekturę rozwiązania, nie powinno nas dziwić, że premiera kombajnu do obróbki, zbiegła się w czasie z publikacja nowego oprogramowania sterującego dla aparatów X-T2, X-Pro2, X100F i GFX 50S. Ta pewnego rodzaju symbioza jest konieczna, aby oprogramowanie mogło dogadać się w kwestii konwersji z aparatem. Osobiście, bardzo ucieszyłem się z tej premiery (przyznam, że z niecierpliwością na nią czekałem), postanowiłem od razu ściągnąć potrzebny soft i sprawdzić z czym mamy do czynienia. Spore było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że nie ma wersji na Windows – pojawi się ona dopiero w lutym. To trochę tak jakby akcję pomocy bezdomnym rozpoczynać od najuboższych willi Wilanowa, ale co tam.

Moja determinacja była większa niż przeciwności losu, już tego samego wieczora miałem maszynę wirtualną z OS X-em, którą dzień później zastąpiłem „pożyczonym” z pracy Mac-iem Mini. Postanowiłem zaznajomić się od razu ze wszystkimi opcjami oprogramowania, aby móc lepiej zaplanować testy. Sądziłem, że podobnie jak w przypadku Fujifilm X-E3 to będzie program najlepiej zaprojektowany (ta sentencja mocno wryła mi się w pamięć). Po 9 sekundach zrozumiałem, że jest odrobinę inaczej, siedziałem przed ekranem mojego komputera, przecierając oczy ze zdumienia. Miałem wrażenie, że zainstalowała mi się tylko niewielka część całego STUDIA. Zacząłem więc szukać reszty, pod myszką, tabletem, klawiaturą… nie ma, przeszukałem inne linki i nic. Nadszedł moment żeby spojrzeć prawdzie w oczy, oprogramowanie, które waży 8MB jest albo downloaderem, albo nie może być zbyt obszerne w kwestii oferowanych funkcjonalności. Zrozumiałem też chyba dlaczego Fuji nie opublikowało PDF-a z instrukcją obsługi… ważyłby więcej niż binarka z właściwym programem, a wstęp byłby dłuższy niż opis wszystkich funkcjonalności.

Pomyślałem, że jestem zwyczajnie czepialski, to architektura rozproszona, a sam program to jedynie klient. Trzeba wyczyścić głowę, wziąć głęboki oddech i bez uprzedzeń przetestować wybrane opcje programu. Trochę naiwnie sądziłem, że zacznę od zdjęć, które wykonałem przed chwilą swojemu synowi (jeszcze ciepłe były na karcie). Mój tok myślenia był następujący, włożę kartę do aparatu, podłączę aparat do Mac-a wybiorę pliki z karty i konwertuje je na dysk. Pierwszy sygnał, że coś jest nie tak pojawił się kiedy przełączałem tryb pracy portu USB w X-T2 na „Kon. USB RAW”… wszystko dlatego, że mijałem przy tym opcję „Czytnik kart na USB”. To ułożenie opcji jakby wyklucza możliwość pracy dualnej czytnik/konwenter… albo czytnik albo konwenter, albo wdech albo wydech, albo yin albo yang.

Wbrew wszystkim znakom, postanowiłem jednak spróbować, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, nie udało mi się wylistować mojej karty która tkwiła bezpiecznie w podłączonym kablem body. Znowu pomyślałem, że jestem czepialski, włożę czytnik kart do mojego Maca zgram pliki i po sprawie – tylko to trochę wydłuża operację, bo mam kartę w aparacie, a ona ma zapis odczyt na poziomie 90 MB/s i nie trzeba tego wysyłać nigdzie i… To był ten moment, punkt kulminacyjny, nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Czas stanął w miejscu, a przez okno wdarły się ostatnie promienie jesiennego słońca…  ja niczym Archimedes wykrzyczałem  Eureka! To zemsta Fuji na użytkownikach Macbook-a Pro, skoro wywalili tyle hajsu w błoto niech sobie radzą bez czytnika kart. Trudno wyobrazić sobie bardziej wyrafinowany sposób dania komuś nauczki. Bardzo chytre posunięcie, brawo Fuji 🙂

Opis programu

Minimalizm to najlepsze sowo, aby oddać ducha kombajnu jakim jest FUJIFILM X RAW STUDIO 10. Trójkolumnowy podział dobrze znany jest użytkownikom Lightrooma, po lewej mamy źródła danych i podstawowe informacje diagnostyczne, na środku render zdjęcia i po prawej parametry naszej konwersji. Gdybym miał Was za skończonych… głupków, to brnąłbym w to dalej i opisywał dostępne opcje po kolei, ale to zwyczajnie nie ma sensu. Mój syn też wygląda jakby już zdążył się zaznajomić z tym interfejsem użytkownika, chyba wciąż nie wieży. Od razu zastrzegam, że na ręce syn nie ma tatuaży, to pieczątki z gry o poczcie.

 

Jeśli chodzi o opcje konfiguracji samego programu musimy być ostrożni by się nie pogubić, do dyspozycji mamy:

  • Conversion Speed Priority
  • Image Quality Priority


 

Benefity

Czas przejść do najważniejszego kryterium – szybkość działania w końcu temu miał służyć nowy software. Postanowiłem sprawdzić ile trwa eksport 5 plików RAW, na Lightroomie i FUJIFILM X RAW STUDIO 10. Zachowałem te same wartości numeryczne kompensacji ekspozycji i temperatur pomiędzy programami, ale finalnie efekty są od siebie nieco różne (Zdjęcie z LR jest ciut cieplejsze). Parametry odszumiania dobierałem organoleptycznie, wiem, że da się to zrobić lepiej i wrócę do tego jeszcze.  Moja platforma testowa to Mac Mini z 2011, który chyba dobrze wpisuje się w założenia „konwersji na zewnątrz” – jest dramatycznie wolny.

  • Mac Mini 2011
  • ElCapitan 10.11.6
  • 2,4Ghz Intel Core 2 Duo
  • 4 GB RAM
  • Nvidia GeForce 320M 256 MB

Tutaj mam dla Was dobrą wiadomość, FUJIFILM X RAW STUDIO 10 spełnia swoją najważniejszą rolę, jest bardzo szybki. Interfejs jest zdecydowanie mniej wygodny od Lightroom, ale należy oddać programowi co królewskie, działa błyskawicznie, sama konwersja zajmuje kilka razy mniej czasu niż w Lightroom-ie.

Eksport 5 plików RAF z Lightroom CC zajął przy wspomnianej konfiguracji komputera 2:56.

Eksport 5 plików RAF z  FUJIFILM X RAW STUDIO zajął przy wspomnianej konfiguracji komputera 0:23.

Co do efektów to FXRS10 lepiej radzi sobie z szumem przy jednoczesnej większej utracie szczegółów. Jednak patrząc całościowo czas/jakość nowe oprogramowanie Fuji radzi sobie naprawdę dobrze. To pewnego rodzaju rekompensata za toporny interfejs użytkownika, jednocześnie to także dobry znak, Fujifilm jest znane z licznych updat-ów, to kiedy FXRS10 nabędzie ogłady to tylko kwestia czasu.

Export z Fuji X Raw Studio 10
Export z Fuji X Raw Studio 10
Export z Fuji Lightroom CC
Po lewej: Fuji X Raw Studio 10 Po prawej: Lightroom CC
Po lewej: Fuji X Raw Studio 10 Po prawej: Lightroom CC

Podsumowanie

Myślałem, że zacznę ten wpis od omówienie podstawowych funkcji FUJIFILM X RAW STUDIO 10, ale tu nie ma czego omawiać. To zaskakujące, że tak ubogi interfejs można zbudować w tak słaby i mało przejrzysty sposób. Zatrważający jest fakt, że nie można nawet wybrać ścieżki docelowej dla plików wyjściowych czy zmienić ich nazwy. Czasami lepiej wypuścić wersję beta, po to by móc się za nią schować kiedy wróci odpowiedź z rynku. Użycie w nazwie tego produktu STUDIO to tak jakby barak w Lipnicy nazywać zimową rezydencja w górach.

Jeśli chodzi o efekty i szybkość działania to FUJIFILM X RAW STUDIO 10 pokazuje klasę. Jest szybko,jest bardzo szybko, a efekty są bardzo zadowalające. Nazwa programu jest nieco myląca i na wyrost. Sądzę jednak, że z czasem będzie coraz lepiej. Mając na uwadze, że dostajemy ten program zupełnie za darmo takim zgrzędliwym recenzentom jak ja powinno zakładać się knebel na gębę. W myśl starego porzekadła „Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby”, jednak moim zdaniem Fuji w aspekcie funkcjonalnym wybrało drogę na skróty, brakuje choćby:

  • możliwości deklaracji nazw dla plików wyjściowych,
  • eksportu do TIFF dla X-ów (GFX ma taką możliwość),
  • możliwości kadrowania (to da się zrobić po konwersji, przed zapisem),
  • narzędzi w tym bardziej przyjaznych narzędzi np. pipety do zmiany WB,
  • możliwości eksportu zdjęć bezpośrednio z karty w aparacie,

Biorąc pod uwagę założenia wstępne Fuji spełniło je w 100%, mamy lekki mały program, który wykorzystuje potencjał procesora X Pro i odciąża nasz sprzęt. Moja platforma testowa uświadomiła mi, że Lightroom nie jest dla każdego, a korzystanie z niego to często droga przez mękę. Czasem

mniej znaczy więcej

w przypadku starszych komputerów ta sentencja to stuprocentowa prawda.

Przydatne linki:

1 komentarz

Dołącz do dyskusji i opowiedzieć nam swoją opinię.

XMan rozdaje prezenty – x-man
6 grudnia 2017 o 10:07

[…] najpiękniejsze rzeczy w życiu są za darmo. Mając na uwadze fakt, że wczorajszy wpis na temat FUJIFILM X RAW STUDIO 10, poruszył Was dość mocno i wywołał wiele kontrowersji, postanowiłem kość niezgody zamienić […]