Oficjalny pokaz Fujifilm X-H1 w Krakowie
6 kwietnia 2018 zapadnie w moją pamięć na długie lata. To był pierwszy event fotograficzny jaki miałem okazję współorganizować. Wydarzenie z pewnością ważne, Fujifilm postanowiło zawitać do Krakowa ze swoją gorącą, ustabilizowaną premierą o kryptonimie X-H1. Po części ta wizyta nie była przypadkowa, uczciwie i nieskromnie powiem, że zabiegałem o takie wydarzenie już od początku lutego. Początkowo chciałem zorganizować je nawet na własną rękę z moim jednym, biednym, świeżo zakupionym X-H1, paczką ciastek i sokiem z kartonu. Tym większa była moja radość, kiedy dostałem pozytywny odzew od Fujifilm Polska (Joasia, Wiktor bardzo wam dziękuję).
Okazało się, że Fuji bardzo chętnie przyjedzie do Krakowa, pokazać swój nowy model szerszej publiczności, żeby przy okazji, trochę o nim poopowiadać. Opowiadać miał nie byle kto, bo na czele wyprawy stanęli Jacek Bonecki i Paweł Kosicki, ja, tym samym, stałem się koordynatorem wydarzenia (już nie samozwańczym, a oficjalnie namaszczonym). Wiedziałem kiedy, wiedziałem kto, wiedziałem też po co… do ustalenia pozostało jeszcze ustalić miejsce naszego spotkania.
Królowa jest tylko jedna – StudioStation też
Przy wyborze miejsca ważna była dla mnie lokalizacja, zaplecze i wyposażenie. Jakby na to nie spojrzeć poznałem takie miejsce przy okazji premiery Sony A7 IIIR. Wybór, przynajmniej dla mnie, był dość oczywisty. Miejscem naszego spotkania stało się StudioStation, które mieści się w budynku starego dworca PKP w Krakowie. Trudno o lepiej skomunikowane miejsce w ścisłym centrum Krakowa. Dobry dojazd pociągiem, tramwajem i samochodem, a co najważniejsze, w sąsiedztwie, wielki parking mieszczący się na dachu Galerii Krakowskiej. W środku wszystko czego potrzeba, żeby przeprowadzić pokaz sprzętu fotograficznego. W gotowości cyklorama, oświetlenie, przebieralnia, pokój dla wizażystek, sala wykładowa, nawet światło zastane do 18.00 (o tej porze roku).
Jest jeszcze jeden malutki lecz istotny atut tego miejsca o którym warto pamiętać… to ludzie, którzy je tworzą – Paweł Zając i Romek Słomka. W tym miejscu, bardzo wam dziękuję za wsparcie, nieocenioną pomoc, radę i pracę, którą włożyliście w przygotowania.
Żołądek zaczął kurczyć mi się już dzień wcześniej, nie byłem pewny czy ktoś nas odwiedzi, a na pytania o frekwencję odpowiadałem, życzeniowo – będzie ok. 40 osób. Tą liczbę przyjąłem sobie jako wyznacznik sukcesu i za ten sukces od samego początku mocno trzymałem kciuki. Wbrew moim początkowym obawom, wszystkie sprawy organizacyjne udało się załatwić szybko i sprawnie. Od organizacji krzeseł, przez catering, modelkę na oświetleniu kończąc (tutaj bardzo dziękuję sklepowi fotopanorama.pl za pomoc w krytycznym momencie). Dodatkowo dzień przed samą imprezą otrzymaliśmy potwierdzenie, że historyland.pl chętnie udostępni naszym gościom swoją wystawę za darmo, co było wisienką na torcie i stanowiło wartość dodaną dla samego wydarzenia.
Jesteśmy bardzo wdzięczni za możliwość wykorzystania do zdjęć przepięknych, makiet wykonanych z klocków lego oraz towarzyszących im realizacji audiowizualnych, które na żywo robią piorunujące wrażenie. W przypadku historylandu stwierdzenie „Dobre bo Polskie” jest prawdą w stu procentach, a sama realizacja jest unikalna na skalę światową (gorąco polecam).
Godzina zero
6 kwietnia zaczął się dla mnie bardzo wcześnie bo już o 3:00 rano (jak mówi stare porzekadło… najpierw etat, później przyjemność). Dzięki duszy skowronka już po 13.00 mogłem stawić się na miejscu, aby pomóc przy ostatnich przygotowaniach i przyjąć naszych pierwszych gości (Pawła i Jacka). Było to nasze pierwsze (i mam szczerą nadzieję, nie ostatnie) spotkanie. Na tytułową prezentację poza samym X-H1 w liczbie czterech egzemplarzy przybył średnioformatowy GFX 50s w towarzystwie starszych X-ów: X-Pro2, X-T20, X-T2. Z ciekawostek szklarniowych pojawił się obiektyw XF 80 Macro oraz Fujinon 56 w wersji APD.
Strawa dla duszy i ciała
Jak już wspomniałem w zapowiedzi video nie zabrakło dobrego jedzenia (wielu z was z rozrzewnieniem wspomina sernik) oraz skromnego napitku pod postacią lampki czerwonego wina. W menu znalazły się takie przysmaki jak tartinki w trzech smakach ( z łososiem, serem i salami), babeczki z twarogiem szczypiorkowym czy roladki z ciasta francuskiego z warzywami i kurczakiem. Można śmiało powiedzieć, że stół szwedzki stał się bezpośrednio zapowiedzią „bardzo dobrej” imprezy. Poza samym jedzeniem klimat od początku sprzyjał temu spotkaniu, bo trafili na nie właściwi ludzie, zarażeni pasją i wrażliwością. Było na co popatrzeć i kogo wysłuchać.Strawa dla ciała to jedno, ale nie samym chlebem człowiek, żyje. W końcu aparaty zostały stworzone po to by robić nimi zdjęcia. I to to dobry moment, aby przedstawić przepiękną Ige Rokoczy, która stała się na te cztery godziny naszą muzą. Iga dała z siebie 200%, pozowała fantastycznie, czego dowodem mogą być rzesze otaczających ją przez cały czas fotografów. Tego dnia powstało wiele pięknych zdjęć, po części za sprawą fantastycznej modelki.
Woda na młyn
W okolicach godziny 15.40 zaczęli zjawiać się pierwsi goście, a ich liczba szybko osiągnęła zakładany przeze mnie próg sukcesu, aby finalnie zamknąć się w okolicach 55 – 60 osób. W kulminacyjnym momencie, w trakcie prelekcji Jacka Boneckiego ludzie nie mieścili się w sali. To był moment kiedy mój stres ustąpił, a wewnątrz poczułem olbrzymią radość. Ten stan trwał, nieprzerwanie do samego końca imprezy. Ci którzy nie załapali się na prelekcje, szybko zwęszyli możliwość spokojnego przetestowania sprzętu, piętro niżej. Ponieważ modelka była już na miejscu nic nie stało na przeszkodzie, aby rozpocząć testy w kameralnym gronie.
Kiedy na drugim pietrze w najlepsze trwały prelekcje Jacka i Pawła, ja (piętro niżej) już odpowiadałem na wasze pierwsze pytania odnośnie sprzętu Fujifilm. Wśród zainteresowanych było wielu doświadczonych użytkowników Fuji, ale także osoby z innych systemów, które właśnie rozważają możliwość zmiany. Często powtarzały się pytania o skuteczność stabilizacji w X-H1, preferowane szkła, o to jaki dziś jest najlepszy set startowy w Fujifilm oraz jak X-T2 wypada na tle X-H1. Jakość obrazu starałem pokazać się wam na bieżąco, na żywym przykładzie. Takich okazji się nie odpuszcza, ponieważ nie codziennie do dyspozycji ma się taką modelkę. Początkowo goście bardzo nie śmiało celowali w Igę swoimi obiektywami, jednak już po kilkunastu minutach wszyscy poczuli się bardzo swobodnie, a sesja nabrała fajnego tempa. Każdy miał okazję wypróbować dostępny sprzęt bez ograniczeń, sam z wielką radością obserwowałem wielkie oczy i dziecięcą radość towarzyszącą pierwszemu kontaktowi ze średnim formatem. Z moich obserwacji wynika, że największym zainteresowaniem (poza sernikiem) cieszył się X-H1 podobnie jak średnioformatowy GFX. Ten stan rzeczy zupełnie mnie nie dziwi. Pojawiło się też kilka Kamlanów, które stanowiły egzotyczną ciekawostkę.
Osobiście pierwszy raz w ręku miałem obiektyw macro 80mm, pomimo, że do portretu nadaje się średnio w niektórych przypadkach efekty mogą być bardzo interesujące (ten obiektyw to Katana nie żyletka).
Wśród naszych gości poza fantastycznymi fotografami i miłośnikami fotografii pojawił się nawet były kapitan naszej siatkarskiej reprezentacji pan Piotr Gruszka, który na co dzień także fotografuje aparatem Fujifilm. Fascynujące jest jak wielu ludzi łączy fotografia i jak ciekawe osoby można spotkać na tego typu imprezach. Pan Piotr bez wątpienia był atrakcją tego dnia jednak na mnie największe wrażenie wywarł Pan Andrzej, który na spotkanie zabrał swojego XPro2. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że wykonał on do swojego aparatu własnoręcznie grip z aluminium. Z Panem Andrzeja mógłbym rozmawiać bez końca, to fotograf z 50 – letnim stażem, to człowiek w którego słucha się z zapartym tchem, bo można się od niego wiele nauczyć. W jego oczach płonie iskra, ja znam ten wzrok, to nieposkromiona miłość do fotografii. Dla takich spotkań warto wstawać o trzeciej rano bo tacy ludzie na nowo definiują słowo pasjonat.
Wszystko co dobre…
6 kwietnia, mimo moich początkowych obaw był wspaniałym dniem. Frekwencja była świetna, choć wcale nie był to dla mnie najważniejszy wskaźnik. Na sukces tego wydarzenia złożyło się kilka czynników, ale najważniejszym z nich byli ludzie. Zaczynając od Pawła i Jacka, którym bardzo dziękuje za przyjazd do Krakowa i zaangażowanie, po najważniejszych uczestników czyli naszych gości. O tym, że było dobrze świadczy fakt, że nikt nie miał ochoty wychodzić do domu. Żałuje tylko jednego… nie każdego mogłem osobiście poznać i nie z każdym zdążyłem porozmawiać, ale to mobilizuje mnie tylko bardziej do tego, aby takich spotkań było więcej. Wśród nas byli ludzie z Nikona, Canona, Pentaxa i nawet jeden gość z Sony (o zgrozo). Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy świetnie się bawili, dogadywali i dzięki temu to był świetny dzień pełen wrażeń. Jedno wiem na pewno, musimy to jeszcze powtórzyć!!!