Samyang 50 1.2 AS UMC CS – recenzja
Niepotrzebna dygresja
Kilka ostatnich miesięcy uświadomiło mi jak bardzo różnimy się między sobą pod względem oczekiwań jakie pokładamy w naszym sprzęcie. Miałem w tym czasie możliwość przesłania obiektywów do wielu różnych fotografów. Bardzo ciekawiła mnie ich opinia, spostrzeżenie i uwagi na temat kilku chińskich wynalazków, które miałem w tym czasie u siebie w domu. Ze względu na RODO nie mogę ujawnić tutaj konkretnych nazwisk, natomiast wyniki tego eksperymentu były dla mnie dużym zaskoczeniem. To co dla niektórych było szczytem optycznego dramatu, innym otwierało drogę do twórczego świata optycznej niedoskonałości. Finalne opinie na temat tych samych szkieł bywały skrajnie różne, co ważne nie pochodziły one od przypadkowych ludzi.
Wspominam o tym, głównie po to, aby przypomnieć wam, że czytając moje wpisy poznajecie moją subiektywną opinie na temat sprzętu, którym pracuje. Wypowiadam się o nim ostrożnie, najczęściej po dłuższej chwili obcowania z nim. Wiele mankamentów potrzebuje miesięcy, aby się ujawnić, choćby dlatego recenzja Fujifilm X-H1 wciąż czeka (w przeciwnym wypadku musiałbym dementować wiele swoich początkowych wniosków). Materiały na tej stronie nie są sponsorowane, a wysyłając mi sprzęt do testów trzeba się liczyć z tym, że mogę także wystawić mu negatywną opinię (co już niebawem będzie mieć miejsce…).
Cicha woda
Jeśli chodzi o Samyanga 50 1.2 AS UMC CS (bo tak brzmi jego pełna nazwa) to w polskiej sieci poza kilkoma pochlebnymi opiniami jest o nim mało informacji. Uznałem, że to dobry moment, aby ten stan rzeczy zmienić. Zacznijmy od nazwy bo kryje ona w sobie kilka istotnych informacji. Po pierwsze AS oznacza, że do budowy użyto soczewek asferycznych (w tym przypadku są to dwa elementy). UMC to skrót pochodzący od ultra-multi-coating, czyli wiemy, że soczewki zostały pokryte powłokami przeciwodblaskowymi (co powinno zapewnić lepszą transmisje i kontrast w trakcie pracy pod światło). CS jest skrótem od crop-sensor i informuje nas, że obiektyw przeznaczony jest na mniejsze od FF matryce. Konkretnie na matryce APS-C i M4/3. Samyanga możecie kupić natywnym mocowaniem dla systemów Sony-E, Canom EF-M, Fuji-X, M4/3. Mimo rozsądnej ceny, mnogości mocowań, uniwersalnej ogniskowej i dużej jasności nie jest szkłem bardzo popularnym – co może odrobinę dziwić. Jeśli chodzi o poziom szaleństwa i ekscytacji jaki dostarcza Samyang 50 1.2 to przyznam, że jest on umiarkowany. Ten obiektyw nie budzi we mnie wielu emocji, z drugiej strony sięgam po niego i pracuje nim z dużą przyjemnością. Przypomina mi trochę Hondę którą jeżdżę, kiedy trzeba to pali, kiedy trzeba to skręca, przyjemnie się nią jeździ ale Skyline-em nie jest. Kamlan 50 1.1 dla odmiany jest kontrowersyjny, daje albo świetny albo mierny efekt (zależnie od warunków oświetleniowych), na dodatek kusi ceną. Być może to objaw jakiejś choroby, ale osobiście właśnie za to Kamlana tak bardzo lubię – „Mały ale wariat”. Samyang 50 nie jest już taki mały, nie jest też do końca tani, średnio cena oscyluje w okolicach 1650 PLN, na domiar złego wygląd też nie porywa. Pamiętajmy jednak, że pozory często mylą, a książki nie wolno oceniać się okładce.
Co mi się podoba?:
Najbardziej podoba mi się to co z Samyanga wychodzi: ostrość, kolor, kontrast, bokeh. Mechanika, łatwość ostrzenia – przynajmniej ta odczuwalna po wyjęciu z pudełka.
Co mnie denerwuje?
Wykonanie, a dokładniej wszechobecny plastik i rozmiar.
Ocena ogólna:
Obiektyw, który możliwościami optycznymi śmiało może konkurować z topowymi szkłami w systemie Fuji takimi jak Fujinon 56 1.2, idealna jasna portretówka.
SAMYANG 50 mm f/1.2 AS UMC CS
Ogniskowa: 50mm
Wartość przysłony: 1.2 – 16
Liczba listów przysłony: 9
Pierścień ostrości: dźwięcznie-klika
Minimalny dystans ostrzenia: 50 cm
Średnica filtra: ø62mm
Budowa optyczna: 9 elementów w 7 groupach
Autofocus: brak
Macro: brak
Osłona przeciwsłoneczna: dołączona
Bryzo/pyłoszczelność: brak
Wymiary (długość/średnica): 67.5 x 73 mm
Waga: 375g
Pierwsze wrażenia
50-ką Samym ostrzy się wygodnie i pewnie, co prawda nie jest tak zwartym szkłem jak Kamlan 50, jednak ostrzenie nim jest zdecydowanie łatwiejsze – zarówno przez wzgląd na szerszy pierścień ostrości, rozmiary samego szkła jak również to co dzieje się w wizjerze. Focus-peacking w tym przypadku działa zwyczajnie lepiej niż po zapięciu Kamlana.
Teraz posypią się gromy ze strony ociekających precyzją mowy ekspertów. Co ma obiektyw bez elektroniki do focus-peackingu ty niedouczony… Szczerze to nie wiem, ale generalnie mając na sesji dwie X-T2-ki, wykonując ujęcia na zmianę Samy/Kamlan widoczność ziarna FP była znacznie lepsza w przypadku Samyanga.
Testowane szkła zamieniałem nawet pomiędzy korpusami, aby się upewnić, że to nie przypadek i nie siać niepotrzebnych plotek. Empirystycznie potwierdzone, a mnie twardszych dowodów nie potrzeba, dla mnie jest to bez wątpienia duży plus na korzyść Samyanga. Im więcej widać tym szybciej powstaje zdjęcie, a co ważniejsze mniej jest tych, które przez problemy z ostrzeniem powstać nie mogą. Pierścień przysłony przyjemnie tyrkocze, od brzegu do brzegu, ze skokiem 1/3EV czego mnie osobiście brakuje w Kamlanie. Nie jest to atut dla osób filmujących, ale znając nasze narodowe możliwości inżynieryjne, wyjęcie kulki i sprężynki z Samyego nie powinno być problemem dla „chcącego”.
Jakość wykonania
Swój wywód na temat Samyanga 50 1.2 powinienem pewnie rozpocząć od tego jak to wszystko zostało dobrze spasowane, że materiały użyte do budowy obiektywu są świetnej jakości, a sam obiektyw rozpoczyna się pięknym metalowym bagnetem, dzięki czemu fantastycznie wpasowuje się w korpus.
Przez chwile przyjmijmy, że faktycznie tak jest, natomiast powoli mam dość tak przewidywalnych wstępów i na samą myśl o tym pustym słowotoku zaczyna mnie mdlić…
Wystarczy powiedzieć, że obiektyw jest zrobiony dobrze. Na tyle poprawnie, że w tym konkretnym przypadku słowo „dobrze” to najwłaściwszy przymiotnik jaki przychodzi mi do głowy. Materiał zewnętrzny to plastik, ale dziś ten fakt wcale nie rusza mnie tak jak kiedyś. Jedyne do czego mogę się doczepić to fakt, że użyte tworzywo jest dość śliskie i dobre wizualne wrażenie buduje na samym końcu. Z drugiej strony, gdyby Samyang kosztował 5000 PLN to spodziewałbym się metalu, aluminium lub tytanu, czarnego matu i pozłacanych obwódek. Kosztuje 1600 zł i plastik jest tym co można dostać za tą kwotę biorąc pod uwagę zachowaną jego dobrą jakość optyczną i mechaniczną. Być może lepszy plastikowy tubus i przyzwoita ostrość niż metalowy klon Noctilux-a z ostrością zachowaną w 30% centralnej powierzchni kadru (choć i to czasem można wybaczyć – Helios 40-2).
O tym, że Samyang potrafi zrobić fantastycznego plastikowego ulepa wiem od dawna. Wystarczy spojrzeć na ukochanego przeze mnie Samyang 12 2.0, który w swoim segmencie cenowym nie ma (dla mnie) konkurencji. Jest brzydki, toporny, tandetny i feee… ale jego waga, rozmiar, a przede wszystkim możliwości sprawiają, że wcale o tym nie myślę. Nie mam kompleksów z powodu 12 – ki Samyego, wręcz przeciwnie, z dumą zapinam go do swojego Fuji i po prostu robię zdjęcia. Pracuje nim komercyjnie i dla zabawy, a dziś jestem w nim zakochany tak samo jak drugiego dnia po odpakowaniu z pudełka (bo pierwszego płakałem z powodu plastików, ale wtedy byłem jeszcze powierzchownym dupkiem).
Co do samego zestawu to producent zaopatrzył obiektyw w osłonę przeciwsłoneczną, co wcale nie jest tak oczywiste jakby mogło się zdawać – patrz Mitakon 35, słabiutkie powłoki i brak osłony przeciwsłonecznej… można?… można! (choć są i tacy, którzy uważają, że te powłoki są świetne). Dostajemy także fajnie wykończony pokrowiec z materiału, dekielki i papiery. Mnie do połowicznego szczęścia to wystarcza, co prawda całość nie jest dostarczona w tak wyrafinowanym stylu jak ma to miejsce w przypadku Mitakona, to obiektyw można wyjąć z pudełka jedną ręką bez użycia łomu.
Możliwości
Mimo, że Samy nie porywa w kategorii design, nie można odmówić mu jakości optycznej. Tym którzy zdążyli zapomnieć do czego służy obiektyw chciałbym przypomnieć, że obiektyw jest przeszkloną tubą, wyposażoną w przysłonę, która umożliwia podróż fotonów w kierunku materiału światłoczułego. I patrząc na 50-ke Samyanga pod tym właśnie kątem, można dojść do wniosku, że ta podróż jest przyjemna zarówno dla fotonów jak i właściciela tej tuby. Miałem ostatnio wiele manualnych szkieł w rękach, a ten konkretny stoi pomiędzy kompromisem w postaci jakość/cena/wykonanie, które poznałem w przypadku Kamlana 50 1.1 (choć przyznam, że darzę go wyjątkową sympatią i nadal uważam, że jest bestsellerem w swojej klasie), a orgazmem jaki permanentnie mi towarzyszył w kontakcie z Mitakonem 85 1.2. Ten ostatni jest szkłem bardzo wymagającym, ciężkim, powolnym i bezużytecznym kiedy kierujemy jego przednią soczewkę w kierunku słońca, natomiast w każdym innym przypadku plastyka powala na kolana i sprawia, że ubóstwiam go jeszcze bardziej pod pancerzem z gęsiej skórki.
Wracając do Samyanga 50, ponieważ wcześniej niewiele o nim słyszałem, co gorsza nie widziałem także zbyt wielu zdjęć zrobionych tym obiektywem, nie obiecywałem sobie po nim zbyt wiele. Myślałem, że ten brak popularności jest uzasadniony i wynika z przeciętnych możliwości tego szkła. To chyba najlepszy dowód na to jak można się pomylić, zapominając, że światem steruje zręczny PR dużych koncernów. To szkło jest absolutnie świetne, a biorąc pod uwagę cenę wręcz genialne. Te obiektyw nie jest chińską zabawką, którą kupuje się z czystej ciekawości. W centrum ostrość jest na wysokim poziomie od f1.2, przy 2.8 wyrywa z butów, a sytuacja ta utrzymuje się do f8. Brzegi są naturalnie miększe, ale tej miękkości nie mierzy się w kategorii dramatu. Od 2,0 – 2.8 brzegi można uznać za w pełni użyteczne, w okolicach 4.0 doganiają centrum. Jeśli porównam go do świetnego Fujinona 56 to najpewniej poleje się na mnie fala hejtu, 56-ka w świecie Fuji to święty graal. Sam posiadam Fujinona 56 uwielbiam go, ale sami popatrzcie na te sample (dla niedowiarków dołączam RAW-y). Jedyne co dzieli te obiektywy, to fakt że dystorsja w przypadku Samyanga jest ciut większa, kolory wydają się być ciut mnie nasycone. Widać także różnicę w transmisji światła pomiędzy wymienionymi szkłami, która sięga do 1/3EV na niekorzyść Samyanga.
Na koniec słowo o tym co misie lubią najbardziej – bokeh. Plastyka z jaką mamy do czynienia w tym przypadku jest po prostu świetna. Obrazek jest przyjemny dla oka, cechuje go bardzo kremowy, piękny, łagodny bokeh. Rozmycie z jakim mamy tutaj do czynienia stanowi duży argument, który przemawia za wyborem Samyanga w czasie poszukiwań tej jednej jedynej systemowej portretówki.
Aberracja chromatyczna
Dobra wiadomość jest taka, że Samyang w tej kategorii jest świetnie skorygowany (co najmniej tak samo jak Fujinon 56 1.2), a skrót AS w nazwie jest w pełni uzasadniony. Trudno doszukać się fioletowych obwódek nawet na pełnym otworze względnym, co sprawia, że o tej wadzie możemy zwyczajnie w przypadku Samyanga zapomnieć.
Powłoki
Jeśli chodzi o odblaski to Samy radzi sobie gorzej od wspomnianego już Fujinona 56, który w tej dziedzinie także nie jest najlepszy. Na zdjęciach łatwo można doszukać się fioletowych zafarbów, duszków i rozmaitych flar. Co więcej w bezpośrednim sąsiedztwie mocnego źródła światła można zobaczyć charakterystyczną łunę. Sprawę ratuje dołączona osłona przeciwsłoneczna, która sytuacje poprawia w znaczący sposób. Samyangi nie wykazywały nigdy szczególnych osiągów w kategorii „praca pod światło”. W moim odczuci omawiany obiektyw i tak radzi sobie lepiej niż np. Samyang 135 2.0, który tracił kontrast znacznie szybciej i produkował obraz wyprany z kolorów (jednak swoje zalety niewątpliwie posiadał).
Podsumowanie
Samyang 50 1.2 jest niewątpliwie świetnym szkłem jeśli pod uwagę weźmiemy cenę, optykę i mechanikę. W kwestii materiałów producent poszedł na kompromis nastawiony głównie na zachowanie jakości optycznej. W moim mniemaniu był to dobry wybór, bo lepsza dobra optyka w słabym opakowaniu niż na odwrót. Ortodoksi pewnie wybiorą Zeiss-a albo Voigtlander-a, ludzie którzy nie przywiązują uwagi do marek będą rozważać Kamlana i Samyanga (Voigtlander 50 1.2 jest pikny, ale mydli na pełnej). Samyang 50 wydaje się być nawet ostrzejszy w centrum od sławnej 56-ki Fujinona, co ważne ta ostrość nie tyczy się tylko środka. By cieszyć się ostrymi brzegami wystarczy domknąć przysłonę o jedną działkę. To na co szczególnie warto zwrócić uwagę to przepiękny, łagodny, kremowy bokeh spokojniejszy od tego, który zobaczymy w Fujinonie.
To co mnie poraża to ilość informacji na temat tego obiektywu w sieci i niska popularność, której nie potrafię do końca zrozumieć. Jeśli ktoś szuka plastyki, jedwabnej miękkość w rozmyciu przy zachowaniu wysokiej ostrości, a nie koniecznie zależy mu na AF to Samyang bez wątpienia jest doskonałym wyborem. Z tego miejsca dziękuje importerowi Samyanga, firmie Foto-Technika za użyczenie obiektywu do testów. Już niebawem pokaże wam, jak Samy wypada na tle Kamlana 50. Pamiętajcie komentarze mile widziane, chętnie poznam wasze opinie, uwagi (nawet te krytyczne).
Zalety:
- ostrość (w centrum od f1.2, brzegi od f2.0),
- bokeh,
- łatwość ostrzenia,
- brak widocznej aberracji chromatycznej,
- umiarkowana jak na możliwości cena,
Wady:
- praca pod światło,
- mocna winieta do f2.8,
- dystorsja,
- jakość materiałów użytych do produkcji (śliskie tworzywo),
Jeśli podoba Ci się to co robię i chcesz mnie wpierać, zapraszam Cie do grona patronów.
8 komentarzy
Dołącz do dyskusji i opowiedzieć nam swoją opinię.
Fajna recenzja. Jestem ciekaw jak wygląda w porównaniu z kamlanem, chodzi mi głównie o portrety i wygląd bokehu 🙂 i czy jest duża różnica w rozmyciu między tymi dwoma szkiełkami. Nie mogę znaleźć nigdzie takiego porównania w sieci 🙂
Nie ma takiego porównania… ale mogę Cię pocieszyć, już niedługo takie porównanie pojawi się u mnie. Mam sesje (te same ujęcia modelki) wykonane na zmianę Kamlanem/Samyangiem na dwóch korpusach X-T2.
Bardzo dziękuje za miłe słowo 🙂
Na focus peaking wpływa kontrast obiektywu. Im obiektyw będzie dawał bardziej kontrastowy obraz tym focus peaking będzie działał. Focus peaking to nic innego jak wykrywanie krawędzi im krawędzie są lepiej widoczne tym focus peaking mocniej je zaznaczy.
Takiej odpowiedzi się poniekąd spodziewałem, ale nie byłem do końca pewny. Dzięki serdeczne za wyjaśniene 🙂
Co prawda na soniaku a6000, ale zgadzam się z kolegą Madenem. Nie wiem jak jest fuji i jak możecie to sprawdźcie, ale w soniaku focus peaking zależy też jaki styl wybiorę obrazu. I przykładowo jeśli wybiorę neutralny i będę manualnie zwiększał kontrast to focus peaking będzie się zwiększał. To samo tyczy się kolorów. Jeśli wybiorę styl czarno-biały i wizjerze mam czarno-biały obraz to focus peaking będzie czasem działał dokładniej bo będzie ignorował kontrasty kolorów (oczywiście jako, że robię w raw więc się tym nie przejmuję jaki mam styl). Jeśli wiem, że zakładam na body obiektyw, który bardziej „mydli” zwiększam ostrość na stylu co poprawia również focus peaking. Taka sama historia występowała na canonie kiedy miałem magic lantern. Wiec przynajmniej w tych 2 przypadkach focus peaking działa na zasadzie analizy tego co jest na podglądzie. A jak jest u Was? Jak macie minutkę to sprawdźcie moją teorię i czy zmiana stylu wpływa na focus peaking w waszych fujikach 🙂
To bardzo dobre pytanie, a jednocześnie fajny temat na większy wpis – za który dziękuję. W omawianym przypadku obydwa korpusy pracowały na tych samych symulacjach i tej samej konfiguracji symulacji. Temat wpisałem już na listę, ale chwilę będzie musiał zaczekać, w między czasie postaram się zwięźle odpowiedzieć na Twoje pytanie w najbliższych dniach.
Hejka.
A czy mozesz cos powiedziec na temat ostrzenia na nieskonczonosc. Mianowicie posiadajac kiedys Samyanga 12mm ostrzyl on na nieskonczonosc sporo wczesniej przed koncem pierscienia… natomiast jesli dojechalo sie do konca to obraz stawal sie mydlany. Uniemozliwialo to ostrzenie na nieskonczonosc po prostu poprzez obrot pierscienia do oporu. Ps a jak jest w Twojej 12?
Pozdrawiam