Fujifilm X-H1 – recenzja użytkowa

7 marca 2018 roku (przy współudziale krakowskiej Fotopanoramy) stałem się „szczęśliwym” posiadaczem Fujifilm X-H1. Byłem jednym z pierwszych nabywców tego korpusu w Krakowie i kupiłem go głownie z myślą o recenzji. Chciałem być pierwszy, chciałem nagrać film, napisać tekst, być może zagrać też na puzonie, poskakać przed kamerą i skierować oczy czytelników w kierunku xman.pl. Chytry plan, rodem z Radomia, układał się w mojej głowie jak nigdy dobrze. Jednak, kolos na glinianych nogach niespodziewanie runął i zrobił to szybciej niż myślałem…

Miałem być pierwszy, ale nie zdążyłem… koniec końców optyczni byli szybsi, wszyscy byli szybsi. W między czasie na rynku pojawił się Sony A7 III i chyba cały świat zapomniał o istnieniu Fujifilm X-H1, a ja zostałem z nim sam jak palec. Kilka kataklizmów, okazja do przetestowania GFX-a i brak zdecydowania po mojej stronie sprawiły, że brak konsekwencji zaowocował też brakiem recenzji X-H1, aż do dnia dzisiejszego.

Dziś już nie chce być pierwszy, nawet nie chcę być drugi, chcę za to oddać w wasze ręce dobrą recenzję użytkową. Po ośmiu miesiącach dość regularnej pracy z tym korpusem w końcu mam do tego prawo. W tym czasie wielokrotnie towarzyszyła mi przy nagrywaniu filmów na bloga, realizacji kilku sesji wnętrz, kilku ślubów, wielu chrztów, sesji produktowych, kilku noworodkowych, sesji krajobrazowych i portretowych. Ostatnio nawet przywitał ze mną pierwsze mrozy przy okazji testów Fujinona 200 2.0, kiedy polowaliśmy razem na czaple. Tyle wystarczy żeby  dobrze się poznać.


Co mi się podoba?:

Solidne wykonanie (np. szersze uszczelki, wzmocnione mocowanie gwintu 1/4″), wielkość przycisków, wizjer, genialna migawka mechaniczna, pewność chwytu, IBIS, spust migawki na korpusie.

Co mnie denerwuje?

Konstrukcja muszli ocznej woła o pomstę do nieba, zatrzymanie nagrywania przy przełączaniu baterii w gripie (absurd), jakoś powłoki lakierniczej (miało być cacy, jest…), sporadyczne lagi w wizjerze, zacinki AF (zwłaszcza z 35 i 56), cichy tryb sterowania filmem – bezużyteczny, zawieszki zmuszające mnie do wyjmowania baterii z korpusu, awaryjna komunikacja z gripem, luzy na bagnecie, brak większej baterii.

Ocena ogólna:

X-H1 na papierze prezentuje się nieźle i pewnie  moja ocena miałaby podobny wydźwięk, gdybym oceniał same obietnice. Jednak sumaryczna liczba niedoróbek jest na tyle duża, że na ten moment (firmware 1.20) trudno temu korpusowi powierzyć pełne zaufanie.


Fujifilm X-H1

Rozdzielczość efektywna: 24.3 MP
Matryca:  23.5mm x 15.6mm(APS-C)X-Trans CMOS III
ISO Natywne: 200 do 12800
ISO Rozszerzone: 100 do 51200
Pomiar ekspozycji: TTL 256-strefowy pomiar, Weilopunktowy / Punktowy / Średni / Centralnie ważony
Stabilizacja: Mechaniczna do 5,5EV
Migawka mechaniczna: 60min do 1/8000
Migawka elektroniczna: 60min do 1/32000
Migawka hybrydowa: 60min do 1/32000
Komunikacja bezprzewodowa: WiFi, Bluetooth 4.0
Porty: microUSB (USB 3.0), microHDMI,  ø3.5mm (mikrofon),  ø2.5mm (wężyk), port synchronizacyjny 
Czas synchronizacji z błyskiem: 1/250s i krótszy
Bateria: NP-W126S Li-ion
Bryzo/pyłoszczelność:
tak
Wymiary (dł./szer./wys.):
139.8/97.3/85.5(minimalna 39.5mm)
Waga: 
673g (z baterią)

Po szczegóły odsyłam was tutaj.

Pierwsze wrażenia

Miałem okazje poznać X-H1 w lutym jeszcze przed oficjalną premierą. Już wtedy moje serce należało do tego korpusu, mimo licznych negatywnych głosów ze strony zagorzałych wielbicieli marki. Największym zarzutem, jaki w tym czasie podnoszono, było zwiększenie gabarytów przez co X-H1 zaczął przypominać małą lustrzankę.

Dla mnie korpus zyskał pewność chwytu, a co za tym idzie 16-55 stał się wreszcie wygodny w użyciu. Nie do końca przypadła mi za to twarda praca pokręteł, która była inna od tej do której przywykłem w X-T2. W tej dziedzinie X-T2 stanowi niedościgniony wzór.

Lepsze jest wrogiem dobrego

Wychodząc  z siedziby Fujifilm Polska tamtego mroźnego, zimowego popołudnia wiedziałem już, że ten aparat będzie należeć do mnie. 

Spust i migawka

W historii powojennej Polski było wiele tematów, które dzieliły społeczeństwo na wrogie sobie obozy. Do tej grupy zaliczyć można też spust migawki w X-H1. Z jednej strony są Ci którzy go kochają, z drugiej Ci którzy nienawidzą, a pomiędzy nimi brak żywej duszy.

Sam zaliczam się do grupy pierwszej, choć czasami, kiedy przypadkiem po raz setny wykonam niechciane zdjęcie leniwie odwracam wzrok w kierunku opozycji. Zarówno przycisk spustu jak i sama migawka, przeszły olbrzymia metamorfozę w porównaniu do poprzednich modeli korpusów Fujifilm. 

Tym co mnie osobiście ujmuje w nowym mechanizmie migawki to finezja działania. Wyzwolenie migawki wymaga minimalnego wysiłku i towarzyszy mu przepiękny szelest, który sprawia, że czuje się wręcz zespolony z tym aparatem. Migawka jest absolutnie i bezkompromisowo dyskretna, co w niektórych sytuacjach ma olbrzymie znaczenie. Ta dyskrecja sprawia, że cały czas czuje się jak szpieg, to śmieszne (być może to jakaś nie zrealizowana dziecięca fantazja), ale lubię to uczucie. Sprzęt ma dawać mi radość. Ten konkretny mi ją daje i to w wersji pierwotnej.

Jeśli mam być z Wami szczery to kocham ten dźwięk, czasem z nudów lubię sobie ten korpus przestrzelić, żeby go posłuchać… brzmi pięknie. Kiedy fotografuje w kościołach nie zwracam na siebie niepotrzebnej uwagi, a u kamerzystów szybko zaskarbiam sobie względy.

Do minusów zaliczam niestety odpowiednik spustu migawki umieszczony na gripie, bardzo łatwo zablokować go poduszką dłoni trzymając aparat w pozycji horyzontalnej. Zanim wpadniemy na to, że położenie punktu AF jest zablokowane przez jego przypadkowe muśnięcie, możemy być już poza kluczowym momentem reportażu lub w nerwach wyrwać joystick.

Naturalnie obok spustu migawki umiejscowionego na gripie znajduje się przełącznik lock, blokujący jego działanie. Jednak życzyłbym sobie, żeby taka blokada działała automatycznie w zależności od aktualnej orientacji aparatu – którą X-H1 zna.

Jakość wykonania

W dniu kiedy trzymałem X-H1 w rękach po raz pierwszy, jakość wykonania nie budziła moich większych zastrzeżeń. Wyczuwalny był co prawda delikatny luz na włączniku, praca pokręteł była cięższa niż w X-T2, natomiast to były drobnostki. Cały korpus robił bardzo dobre wrażenie, nowe uszczelnienia, spust migawki, mocowanie gwintu 1/4 cala na czterech śrubach, czy lepiej wyczuwalne przełączniki pod pokrętłami sprawiały wrażenie jakby firma wyciągnęła wnioski z niedociągnięć pojawiających się w X-T2. 

Po kilku miesiącach zacząłem zauważać inne problemy. Pierwszym była ścierająca się farba i kilka odprysków. Mimo, że mój korpus ma zaledwie 15 tys. klatek przebiegu, a od samego początku obchodzę się z nim jak z jajkiem to w okolicy pokręteł i włącznika pojawiły się przebitki podkładu (bądź podłoża). Dziwi mnie to, zważywszy na fakt, że powłoka aparatu została podobno wzmocniona, a takich historii w X-T2 z przebiegiem 55 tys. nie zauważyłem.

Drugim mankamentem jest konstrukcja nowej muszli ocznej, którą można nazwać jednym słowem – badziewie. Muszla ma tendencje do rozwarstwiania się, została wykonana z dwóch kawałków plastiku i silikonu, który jest zakotwiczony pomiędzy nimi. Czasami wystarczyło, że aparat oparł mi się o klapę marynarki, żeby silikon wydostał się z mocowań. Wtedy dolna krawędź zaburzała pracę czujnika oka, utrudniała też pracę z wizjerem.

dav

Napisałem nawet poradnik jak tą muszę naprawić, ale nie publikowałem go, bo nie warto tego robić. Po ośmiu rekonstrukcjach muszli kupiłem wreszcie nową przeznaczoną do X-T2 od JJC i mam problem z głowy.   

Jakość zdjęć

Jeśli chodzi o jakość zdjęć nie zauważyłem, żadnych problemów związanych z obecnością stabilizacji. IBIS daje drugie życie dłuższym obiektywom (56 i 90). Co więcej pozwala na fajną zabawę czasem, zwłaszcza kiedy mamy jakiś wyróżniający się stały, nieruchomy element rzeczywistości zatopiony w ruchu. Można z ręki zrobić świetne ujęcia, które podkreślają dynamikę naszego życia, bądź stoicki spokój wybranej jednostki. 

Matrycy, którą znamy z modeli T2/Pro2/E3 nie brakuje absolutnie niczego. W mojej opinii szczegółowość obrazu jest wyższa niż w przypadku X-Trans 4, a generalny zysk jaki w X-T3 daje nowy sensor mieści się w granicach błędu statystycznego. 

Jakość filmów

Eterna to słowo klucz – nowa symulacja pojawiła się w X-H1 i stanowiła obok wbudowanej stabilizacji jeden z wyróżników produktu. Symulacja została tak przemyślana, aby uprzyjemnić widzowi dłuższe oglądanie, w tym celu bliżej jej do płaskiego profilu F-Log niż krzykliwej Velvii. Kolory są mniej nasycone, a obraz cechuje się mniejszym kontrastem. Efekt jest jednak bardzo przyjemny dla oka i pozwala osiągać piękne efekty ludziom, którzy nie znają się (i nie chcą się poznawać) na color grading-u. Ci którzy się na tym znają mogą śmiało nagrywać w F-logu bezpośrednio na kartę, niestety tylko w 8 bitach (10 bitów można uzyskać na zewnętrznym recorderze). Filmowcy w pakiecie z X-H1 dostają wiele, wszak sama konstrukcja zmodyfikowana została pod obiektywy kinematograficzne MKX, jednak nadal może im brakować:

  • zebry – znajdziesz w X-T3,
  • trybu nocnego – znajdziesz w X-T3,
  • możliwość wyboru All-Intra/Long-GOP – znajdziesz w X-T3,
  • rejestracja obrazu w 10 bitach na kartę (H.265 4:2:0) – znajdziesz w X-T3,  
  • 400 Mbit/s – znajdziesz w X-T3,
  • Płynna zmiana ISO w czasie nagrywania,
  • Wbudowanego gniazda słuchawek, które znajduje się w tym nieszczęsnym gripie – znajdziesz w X-T3,

Stabilizacja obrazu działa i jest bardzo efektywna (do 5,5 EV). Jednak uczciwie przyznam, że najlepsze efekty uzyskiwałem w połączeniu z gimbalem (Zhiyun Crane). A na gimbal wolę jednak montować mniejsze od X-H1 korpusy. Zaletą jaką niesie ze sobą H1 w stosunku do T2 jest ekran dotykowy, który na gimbalu może być przydatny jeśli chcemy zmienić miejsce pola AF. Co przy odrobinie wprawy może udać się bez poruszenia korpusem. Należy przy tym pamiętać, że kiedy umieszczam aparat np. na sliderze dobrze wyłączyć stabilizację inaczej możemy dostać efekt pływania przy wygaszaniu ruchu.

Odpowiedź na pytanie dlaczego X-H1 nie występuje w wersji srebrnej zna każdy kto próbował filmować błyszczącym korpusem gładkie, wypolerowane powierzchnie. Z tego samego powodu warto pamiętać też o wyłączeniu przedniej diody sygnalizacyjnej, jeśli nie filmujecie sami siebie. 

Największym rozczarowaniem jeśli chodzi o nagrywanie jest grip, a dokładniej mówiąc moment przełączania ogniw, które się w nim znajdują. Niestety w takim przypadku nagrywanie jest przerywane, co więcej nie jest ono wznawiane. Na całe szczęście inaczej jest w przypadku zapisu na karty SD, zapełnienie karty SD w pierwszym slocie powoduje przełączenie zapisu na kartę w  slocie drugim przy czym równoczesny zapis na dwie karty nie jest możliwy. Przyznam szczerze, że nie wpadłbym na to, że grip z miejscem na dwa dodatkowe akumulatory w aparacie przeznaczonym do filmowania ma się tak zachowywać. 

Na szczęście z problemem poradzono sobie już w X-T3, ponoć  w X-H1 problem wynika podobno z konstrukcji samego aparatu (czytaj: poprawki nie będzie).

Kolejny zawód to filmowanie w 50 klatkach na sekundę, nie wiadomo z jakiego powodu ale ustawiając 50p nawet przy czasach rzędu 1/200 ruch nie jest płynny. Podejrzewam, że ten problem zostanie wyeliminowany w kolejnej wersji oprogramowania sterującego. Nie jestem specjalistą od filmowania, dlatego wspominam o funkcjach z których sam umiem skorzystać – jeśli o czymś zapomniałem piszcie w komentarzach.

Szybkość ostrzenia

Mając w rękach X-H1 w dniu premiery dało się wyczuć przewagę w efektywności pracy AF względem X-T2 (z oprogramowaniem 3.x). Po aktualizacji praca AF w obydwu korpusach była bardzo zbliżona. 

Dzisiaj podobną różnicę czuć w konfrontacji z korpusem X-T3. To kolejne miejsce, gdzie reprezentant serii semi-pro radzi sobie lepiej niż narzędzie do zadań specjalnych, jakim jest z definicji X-H1. Ta przewaga ujawnia się w czymś co ja nazywam „pewnością pracy” AF. W trybie ciągłym AF w X-T3 działa z wyższą kulturą (co widać przy przeostrzaniu),  w trybie S po prostu rzadziej się myli.

Przy tej okazji warto zaznaczyć, że w trybie C przy użyciu przycisku AF-L możecie zatrzymywać ostrość w wybranym puncie.  

W praktyce

X-H1 towarzyszył mi na wielu reportażach jako korpus uzupełniający, najczęściej z Fujinonem 56 1.2. To za co cenie sobie go najbardziej to dyskrecja jako daje w kościołach za sprawą bardzo cichej migawki mechanicznej. Dodatkowo mechanizm przeciwdziałający migotaniu światła dobrze spisuje się kiedy mamy do czynienia z niskiej jakości źródłami światła (a tych w kościołach nie brakuje). W tych warunkach najczęściej pracowałem bez gripu, dzięki czemu ilość problemów także była mniejsza. 

Naturalnym wyborem przy testach Fujinona 200 2.0, ze względu na swoją budowę i charakter był korpus X-H1. Co prawda dla jaj zapiąłem 200-kę do X-M1 ale to nie jest najlepszy zestaw do fotografii przyrody. W trudniejszych warunkach przy kilkustopniowych mrozach, pierwszym problemem jaki napotkałem była kiepska komunikacja z gripem. Korpus widział baterie, przestawał je widzieć w najmniej odpowiednim momencie przełączał się na pustą baterie w gripie – koszmar. Co gorsza, używając gripu, zawieszenie skutkowało koniecznością wyciągnięcia ogniwa z aparatu, czyli odkręceniem gripu wyciągnięciem baterii…

To co burzy obraz dopracowanego aparatu to także luzy na bagnecie, niby nic, ale jeśli już chcemy panoramować dłuższym szkłem to mamy problem. Jeśli złożymy to z luzami występującymi na telekonwerterze to mamy problem x2. Myślę, że tym razem nie jest to dylatacja na wypadek niskich/wysokich temperatur bo ani przy -10, ani przy 40 stopniach Celsjisza te materiały nie powinny tak pracować.

Podsumowanie

Kupując X-H1 miałem względem niego bardzo duże oczekiwania, korpus jest bardzo dobrze zbudowany,  ma świetną ergonomię i ostatnim co będę mu wypominać są jego gabaryty.

„Jedynka” już w pierwszym kontakcie budzi bardzo dobre odczucia, bo zdaje się być kawałkiem solidnego aparatu. Fuji zasiało w tej konstrukcji wiele pozytywnych nowinek: mechaniczna stabilizacja matrycy, celniejszy AF, wizjer o zwiększonej rozdzielczości, genialnie cichy mechanizm migawki, dobrej jakości mikrofon, rozdzielono ustawienia film/zdjęcia dzięki czemu można szybko przełączać się pomiędzy trybami bez konieczności modyfikacji ustawień itd.

Jego pierwotnym targetem jest segment urządzeń profesjonalnych, jednak taki adresat może już od sprzętu sporo wymagać i znacznie mniej mu wybaczać . To co powinno być z definicji wpisane w naturę X-H1 to niezawodność, a tej niestety nie można mu zarzucić

Duża ilość błędów w oprogramowaniu, błędy konstrukcyjne (np. problemy z zasilaniem z gripu, źle skonstruowana muszla oczna) i niekorzystny czas premiery sprawiają, że trudno oczekiwać spektakularnego sukcesu rynkowego. Pojawienie się na rynku X-T3, które możliwościami filmowymi zamiata ten „profesjonalny korpus” pod dywan to objaw choroby dwubiegunowej producenta (kanibalizm).

Sam korpus w dniu premiery był dość drogi – 8200 zł,  ta kwota stawia go na jednej półce cenowej z pełnoklatkowym Sony A7 III, który dziś sporo ma do zaoferowania. Dzisiaj jedynym ratunkiem dla X-H1 są skumulowane CashBack-i, jednak nawet one nie zwiększają zbyt opłacalności tego zakupu. Przewiduje, że w najbliższym czasie korpus będzie mocno tanieć, a jego odsprzedaż na rynku wtórnym już dziś jest trudna, a z każdym kolejnym miesiącem będzie stawać się coraz mniej opłacalna. 

W dziale jakość filmowania mogliście znaleźć dopisek „znajdziesz w X-T3”. Umieściłem go celowo, abyście mogli zadać sobie pytanie, które krąży dziś w mojej głowie:

„To który korpus jest w takim razie do filmowania?”.

W mojej ocenie X-H1 powinien mieć premierę dopiero teraz, na nowej platformie sprzętowej współdzielonej z X-T3 ze znacznie większym akumulatorem. Ten aparat pojawił się przedwcześnie i nigdy nie powinien opuścić laboratorium z procesorem X-Processor 3 na pokładzie. To na starcie ograniczyło możliwości rozwoju pierwszej generacji linii H i skróciło czas jego życia do premiery X-T3. Najczęściej nowe cechy są dziedziczone z wyższych modeli produktów do niższych, ale Fujifilm widzi to inaczej. Seria H będzie spadkobiercą cech serii T, w tym przypadku matrycy oraz procesora.

Jako argument usłyszymy pewnie, że dzięki temu wszystkie błędy wieku dziecięcego zostaną poprawione w serii T, a seria H jako „ta” przeznaczona dla profesjonalistów będzie ich pozbawiona. Dziś na przykładzie X-H1 widać, że wcale tak to nie działa…

2 komentarze

Dołącz do dyskusji i opowiedzieć nam swoją opinię.

Piotr
14 września 2020 o 17:29

Witam, co do trybu nagrywania to X H1 ma płynną zmianę ISO (Auto ISO) ale tylko w ustawieniach dostępnych po włączeniu trybu „Ciche sterowanie filmem”. Kiedy są zmienne warunki naświetlenia przechodzę na ten tryb. Dotykowo poprzez ekran ustawiam czas i przesłonę oraz Auto ISO. Aparat płynnie dostosowuje ekspozycje poprzez zmiany czułości. Zmieniając ISO nie pokazuje co prawda jej wartości ale na ekranie czy w wizjerze widać, że obraz dostosowuje się do zmian oświetlenia. Mało tego – jest możliwość dodatkowo wprowadzania kompensacji ekspozycji, co ciekawe nie tylko przez ekran dotykowy ale też przez pokrętła.
Pozdrawiam i dziękuję za poradnik T X3 na You Tube … bez niego nie rozgryzłbym wielu rzeczy w X H1 🙂 bo to mój pierwszy bezlusterkowiec. Dotąd robiłem Canonami.

pbwi2p
8 października 2020 o 11:19
– Odpowiedz na: Piotr

Dziękuję za sprostowanie, bardzo cenna informacja.