Fujifilm XF10 – recenzja aparatu
Kiedy otrzymałem do testów aparat Fujifilm XF10, chyba pierwszy raz chciałem szybko odbębnić sprawę żeby wrócić do rzeczy ważniejszych (X-T3, X-H1, Laova 9, RoundFlash). Teraz jest mi trochę wstyd, moment w którym człowiek łapie się za własne ego zawsze zmusza do refleksji. Prawda jest jednak taka, że najczęściej krew w moich żyłach podgrzewają rodowite X-y, cała reszta trafiła do szuflady z napisem „Ciekawostki”. Kompakty z tradycyjną siatką Bayera bez wymiennej optyki z natury nie szczególnie mnie interesują.
I tutaj małe sprostowanie, powinienem raczej napisać , że „nie interesowały mnie do tej pory”, bo dziś sprawy nabrały dość niecodziennego obrotu. Nie wiem nawet kiedy i jakim sposobem, ale moja początkowa niechęć przerodziła się w olbrzymią sympatię do XF10 i tak już zostało…
Fujifilm XF10
Matryca: APS-C (brak filtra AA)
Ogniskowa: 18,5mm
Wartość przysłony: 2,8
Liczba listów przysłony: 9
Pierścień ostrości: bezstopniowy
Minimalny dystans ostrzenia: 10 cm
Budowa optyczna: 7 elementów w 5 groupach
Autofocus: AF-S/AF-C/Detekcja twarzy/Detekcja Oka
Macro: brak
Osłona przeciwsłoneczna: brak
Lampa błyskowa: wbudowana (5.26 dla ISO100·m)
Bryzo/pyłoszczelność: brak
Wymiary (długość/wysokość/grubość): 112.5mm/64,4mm/41mm
Waga: 278.9g (z baterią i kartą pamięci)
Co mi się podoba?:
Jakość wykonania, materiały użyte do jego budowy, design, gabaryty, wbudowany joystick, bezpretensjonalność, minimalizm, możliwości matrycy, świetne symulacje filmu Fujifilm oraz dostępne filtry efektowe.
Co mnie denerwuje?
Najbardziej doskwiera brak ekranu uchylnego, brak możliwości zmiany wartości przysłony przy pomocy pierścienia na obiektywie, powolny AF. rozpoznawanie gestów, brak gniazda gorącej stopki, mało wygodne mocowanie dekielka, migawka elektroniczna, która potrafi wydłużać kończyny, brak ładowarki zewnętrznej.
Jakikolwiek gwint też mógł się ostać, to nic nie kosztuje, a zawsze można nakręcić na obiektyw choćby filtr szary. Tryb filmowania 4K 15kl/s… (komentują to wszyscy, ja uczczę milczeniem) – ten aparat nie jest do filmowania.
Ocena ogólna:
To świetny, dyskretny aparat o dużych możliwościach, dający bardzo dobrą jakość obrazu , który zachował bardzo kompaktowe rozmiary, dzięki czemu można mieć go zawsze przy sobie. Komunikacja bezprzewodowa, możliwość fotografowania w proporcjach 1:1 w połączeniu z fantastycznymi symulacjami Fujifilm czynią z tego aparatu idealne narzędzie do efektownej fotografii do publikacji w internecie.
Fatalne zauroczenie
Najbardziej szokujące jest to, że moje zauroczenie wynika dokładnie z tych samych powodów, które początkowo budziły moją niechęć do tego kompaktu. Brak uchylnego ekranu, zoom-u, czy gniazda gorącej stopki, wizjera okazał się dla mnie zbawieniem. Dokładnie tej prostoty brakowało mi przez ostatnie miesiące, ten minimalizm zbliżył mnie znowu do fotografii odciągając na chwilę od technologii. Najważniejsze dla mnie jest to, że otworzyłem się na sprzęt, którego zwyczajnie nie doceniałem (zupełnie bezpodstawnie).
Po co to komu
Jeśli czytając ten wpis na waszych twarzach maluje się zdziwienie i wciąż zadajecie sobie pytanie „na co to komu” to ja wam się wcale nie dziwie. Sam zadawałem sobie to pytanie czytając specyfikację XF10. Ten aparat w dzisiejszych czasach wydawał mi się zupełnym nonsensem dopóki nie zabrałem go ze sobą na spacer.
Trzeba pamiętać, że docelową grupę odbiorców dla XF10 stanowią użytkownicy mediów społecznościowych, którzy pragną lepszej jakości zdjęć niż oferują im smartfony. Blogerzy , czy użytkownicy Instagrama nie będą marudzić z powodu braku złącza gorącej stopki, docenią natomiast prostotę, łączność bezprzewodową, proporcje obrazu 1:1, styl, małe gabaryty, a co najważniejsze jakość wyjściowych zdjęć – zwłaszcza tych wykonanych w trudniejszych warunkach oświetleniowych.
Pierwsze wrażenia
Wszechobecny minimalizm daje tyle samo powodów do zadowolenia co do zmartwień. Ten aparat powstał po to, żeby się podobać i cieszyć oko właściciela. Piękno nie zawsze idzie w parze z wygodą użytkowania, a w przypadku XF10 uroda nie znosi też kompromisów. Aparat jest mały, zgrabny, elegancki, gustowny, a przy tym bardzo dobrze wykonany. To co rzuca się w oczy zaraz po wyjęciu go z pudełka to skórzane (skóropodobne) wykończenie gripu, które przełamuje chłód metalowej obudowy i poprawia chwyt. Minimalistyczna forma „nie bierze jeńców”, bryła aparatu nie posiada żadnych akcentów burzących jednolity design. Przez co pozbawiona została także sanek dla lampy błyskowej, które można znaleźć choćby w starszym X70.
Niedostatki
W Fujifilm jak w życiu, nie można mieć wszystkiego. Użytkownik został ograniczony jedynie do korzystania z niewielkiej wbudowanej lampy, która ze względu na małą moc (GN 5,26) nie będzie wystarczającym, źródłem światła w większości sytuacji. Co ciekawe lampa może pracować w trybie sterownika, jednak nie zauważyłem, aby ten tryb różnił się czymś od błysku wymuszonego. W XF10 zabrakło tutaj uchylnego ekranu, który znacznie zwiększałby możliwości tego aparatu. Tę niedogodność można co prawda zrekompensować sobie używając telefonu zamiast wbudowanego LCD, jednak zestawienie połączenia zabiera dodatkowy czas i wymaga od użytkownika kontroli nad dwoma urządzeniami. Dla pocieszenia dodam tylko, że opóźnienie w transmisji obrazu na zewnętrzne urządzenie wynosi zaledwie 200ms co zapewnia dobry komfort pracy z telefonem w roli zdalnego pilota.
Jeśli już jesteśmy przy brakach, to w zestawie nie znajdziemy zewnętrznej ładowarki. Ładowanie odbywa się za pośrednictwem portu micro USB, jednak bateria nie jest najmocniejszym punktem XF10. Teoria mówi o 330 zdjęciach na jednym ładowaniu, moja praktyka pokazuje, że to raczej 250 zdjęć.
Jakość wykonania
Jakość wykonania stoi na wysokim poziomie. Już w pierwszym kontakcie aparat daje nam zrozumieć, że mamy do czynienia z produktem wyższej klasy. Kontakt z XF10 dał mi możliwość spojrzenia na ten aparat z zupełnie nowej perspektywy. Ta perspektywa zmieniała się dla mnie dosłownie bo testy zacząłem od spektakularnego upadku. Miałem przy tym niebywałą okazję, żeby sprawdzić czy faktycznie został wykonany z metalu – odpowiedź brzmi tak został.
Rękojeść pokryta została materiałem przypominającym skórę, dzięki czemu aparat pewnie leży w ręce, a na dodatek ładnie wygląda. Do zestawu dołączony jest też zgrabny pasek na nadgarstek i niezbyt szczęśliwie zaprojektowany dekiel. Posiada on wypustkę, która pełni rolę zatrzasku, jednak ma małą średnicę i sprawia problemy przy zakładaniu. Lepszym rozwiązaniem byłby dekielek, który ma mocowanie umieszczone blisko krawędzi zewnętrznej, takie rozwiązanie jest powszechnie stosowane w większości obiektywów (działa).
Nie ważne ile razy upadasz, ważne ile razy wstajesz
Należy się wam słowo wyjaśnienia. W czasie porannych zdjęć z udziałem XF10 poślizgnąłem się na skarpie i wywróciłem na kamienie, podarłem kurtkę, trochę się potłukłem, przestraszyłem i upuściłem aparat na twarde podłoże. Szczęście, że mimo kilku wgniotek, aparat nadal działa bez zarzutu, choć podobnie jak ja hamował dość gwałtownie. Grawitacja w tym konkretnym przypadku nie była moim sprzymierzeńcem. Ciesze się, że udało mi się wykonać zdjęcia produktowe przed jego uszkodzeniem. Jeśli teraz czytają mnie ludzie z Fujifilm Polska to bardzo przepraszam, pokryje wszelkie straty to był dość niefortunny wypadek. Tak czy inaczej to także dość dobra rekomendacja trwałości tego aparatu – potwierdzona empirystycznie. Ja dzięki temu mogę zostać z nim dłużej mimo, że nie planowałem jego zakupu nie będę płakał z tego powodu.
Elementy sterujące
Elementy sterujące, przyciski, pokrętła, joystick budzą pozytywne emocje, nie ma tutaj niechcianych luzów, nie można także usłyszeć podejrzanie brzmiących dźwięków (jak w X-T100, gdzie przyciski posiadają sporo miejsca by hałasować). Przedni pierścień fajnie sprawdza się w roli koła wyboru symulacji filmu (podobnie jak ma to miejsce w przypadku programowalnego pokrętła w X-T100) , wielka szkoda, że nie można przypisać mu najbardziej oczywistej funkcji czyli możliwości sterowania przysłoną. Mam nadzieje, że kolejny update oprogramowania to zmieni.
Pierścień działa bardzo przyjemnie i stawia minimalny opór, co istotne nie posiada ograniczenia obrotu. Aparat wyposażony jest łącznie w cztery pokrętła, trzy z nich umieszczone są na górnej tafli – idąc od lewej:
- pokrętło wyboru trybu pracy.
- pokrętło zmiany przysłony,
- pokrętło kompensacji ekspozycji
Kultura pracy „kółeczek” stoi na bardzo wysokim poziomie, zarówno zmiana trybów pracy jak i zmiana wartości przysłony jest wygodna. Na górnej ściance możecie także znaleźć włącznik, spust migawki umieszczony nad pokrętłem przysłony i przycisk funkcyjny, którego działanie możecie sami zdefiniować.
Na tylnej ściance poza dotykowym ekranem LCD o przekątnej trzech cali znajdziecie dwa przyciski na podpórce kciuka (Q i funkcyjny), joystick oraz dwa okrągłe przyciski „Menu” i „Disp/Back”. Jeśli mam być szczery ta ilość elementów jest optymalna:
- 8 przycisków fizycznych,
- 4 pokrętła,
- 4 gesty
Tyle wystarczy, żeby móc sterować tym małym aparatem sprawnie i szybko. Jeśli chodzi o obsługę dotyku to Fujifilm ma przed sobą długą drogę. Dotyczy to także najwyższych serii X-H1 czy X-T3, które w mają kilka grzechów na sumieniu. Na pochwałę zasługuje fakt, że mogłem swobodnie obsługiwać ekran w skórzanych rękawiczkach o tej porze roku to bezcenne.
Naturalnie są obszary, gdzie dotyk działa pewnie, mam na myśli np. wybór symulacji, czy przełączanie trybu pracy mechanizmu ostrzenia czy przeglądanie zdjęć w galerii. Jednak rozpoznawanie gestów wymaga, absolutnej poprawy, podobnie brak wsparcia dla dotyku w „kafelkowym menu Q” budzi moje zdziwienie. Ten brak konsekwencji widoczny jest niestety w wielu miejscach.
Osobiście gubię się w sytuacji kiedy wybieram MF, a przy pomocy dotyku mogę ustawić ostrość automatycznie (w tym samym momencie). Nie do końca rozumiem dlaczego, kiedy mam wyłączony PRE-AF po każdym dotknięciu ekranu aparat ostrzy w wybranym punkcie. Opóźniając tym samym działanie aparatu i pogarszając jego responsywność. Fujifilm robi więcej niż pragną tego użytkownicy, przez co ogólne odczucia wynikające z używania ekranu dotykowego są słabe. Po co aparat ostrzy, raz po raz, skoro można zrobić to na pół-spuście, kiedy wyzwalana jest migawka w wybranym przez użytkownika ręką punkcie (absurd jakich mało rodem ze smartphone-ów).
Centrum dowodzenia
Pierwszym z najważniejszych w moim odczuciu elementów sterujących jest joystick, dzięki niemu, żeby zmienić położenie pola AF wystarczy poruszyć nim w odpowiednim kierunku. To o jedno nadmiarowe kliknięcie mniej niż w X-T100 czy X-T20, które znacznie poprawia komfort pracy. Za pomocą joysticka w szybki sposób możecie poruszać się też po menu. Jest „klikalny”, dzięki czemu pod ręką macie także przycisk „OK”. Ten element jest bardzo podobny do tych jakie znajdziecie w wyższych modelach Fuji X-T3, X-E3, X-H1 czy X-Pro2.
Drugim ważnym elementem jest przednie koło nastaw, umieszczone na obiektywie. Aby, poznać zasadę jego działania trzeba być po kilku głębszych. Domyślne zachowanie zależy zarówno od trybu pracy aparatu jak i konkretnych ustawień wewnątrz samego trybu. Wygląda na dość skomplikowane i tak jest w istocie. Ducha tej logiki najlepiej oddaje poniższa tabela zaczerpnięta wprost z instrukcji obsługi XF10. Najgorszy jest fakt, że mimo iż działanie w trybie domyślnym zależy od kontekstu w jakim koło zostało użyte, to zmiana przypisanej funkcji jest globalna. Oznacza to, że jeśli np. przypiszemy na stałe do pokrętła zmianę parametru elektronicznego telekonwentera to zamiast pięciu funkcji (które koło spełnia w trybie domyślnym) koło nastaw może spełniać już tylko jedną dostępną jedynie w wybranych trybach. Oj… coś z tą logiką tutaj nie wyszło.
W praktyce
Nie umiem nawet powiedzieć ile razy w trakcie pracy z aparatem przyłożyłem oko do nieistniejącego wizjera. Po serii bezmyślnych powtórzeń, zaczynało mnie to szczerze bawić, jednak w końcu przywykłem i przestawiłem się na ekran LCD. Skłamałbym wmawiając wam, że w słoneczne dni kadrowanie przy pomocy LCD będzie super wygodne. Skoro jednak radzicie sobie przy użyciu smartphone-ów to dlaczego nie mielibyście sobie poradzić przy użyciu XF10. Aparat nie należy do demonów szybkości, ale nigdy po nim tego nie oczekiwałem. Nie chcę porównywać go do X-T3 (który jest bardzo szybki w większości sytuacji…), ani do X-T2, który nadal pozostawia tańszych braci w tyle. Automatyka działa bardzo poprawnie, mam tutaj na myśli powtarzalność pomiaru światła i balansu bieli.
To co stanowi prawdziwą wartość w odniesieniu do realnego przeznaczenia tego aparatu to wbudowane symulację filmu Fujifilm. Znajdziemy ich, aż 11 (PROVIA/STANDARD, Velvia/VIVID, ASTIA/SOFT, CLASSIC CHROME, PRO Neg Hi, PRO Neg. Std, MONOCHROME, MONOCHROME+Ye FILTER, MONOCHROME+R FILTER, MONOCHROME+G FILTER, SEPIA), szkoda jedynie, że na tej liście zabrakło ACROS, która jest jednym z najciekawszych trybów B&W. Sam najczęściej używam Classic Chrome (w reportażu spisuje się fenomenalnie) na przemian z Velvią, jeśli kolorów jest więcej i w kadrze nie ma ludzkiej skóry.
Starsi bracia
Gdybym miał znaleźć bezpośredniego konkurenta dla XF10 z serii X-T… byłby to X-T100, choćby dlatego, że aparaty współdzielą tę samą matryce. W dziedzinie uruchamia XF10 jest szybszy niż X-T100, a szybkość ostrzenia w AF-S bardzo przypomina tą, którą X-T100 prezentuje z obiektywem 15-45. AF-C nie działa pewnie, natomiast algorytm wykrywania twarzy w przypadku mojego 4-letniego, energicznego syna „nadążał” zarówno w świetle dziennym jak i sztucznym. Dla najbardziej dzielnych użytkowników dostępny jest także tryb MF razem z AF-ASSIST (focus peacking), jednak ostrzenie przednim pierścieniem można rozpatrywać w kategorii humorystycznej, bo trwa wieki.
Aparat posiada migawkę mechaniczną do 1/4000 s oraz elektroniczną umożliwiającą rejestrację obrazu z czasem 1/16000 s. Trzeba na nią uważać, przestrzegam przed szybko poruszającymi się obiektami ponieważ powolny odczyt matrycy potrafi wydłużyć kończyny i zdeformować kształt (rolling shutter). Pamiętajcie, aby używać jej raczej do statycznych scen.
Jakość obrazu
XF10 nie jest sprzętem do profesjonalnej fotografii, dlatego nie miałem ochoty analizować obrazu przy użyciu tablic. Do plików JPG trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, symulacje filmu robią robotę i jeśli nauczymy się ich używać nie zostanie wiele do poprawy. W trudniejszych warunkach warto skorzystać z trybu zwiększonej rozpiętości DR200/400. Czułość na poziomie ISO 1600 nie stanowi dla XF10 wielkiego problemu, a szum nie jest bardzo uciążliwy dla oka.
Co do jakości plików RAW to porównując XF10 na ISO 200 z Fujifilm X-T3 (Fujinon 23 1.4) jestem nawet bardziej niż ciut zaskoczony. To co widzimy poniżej może być w sporym szoku, zwłaszcza w kontekście tego co XF10 pokazuje w centrum kadru (dlatego muszę ten test powtórzyć). Poniższe zdjęcia banknotów to pliki RAW wołane w Capture One Pro 11.3. Przyznam, że jak na „małpkę”, „głupiego Jasia” (przepraszam synu) to XF10 radzi sobie bardzo dobrze, tym bardziej, że stanął w szranki z Fujinonem 23 1.4 i jednym z najwyżej aktualnie plasowanych korpusów Fujifilm. W przeciwieństwie do X70, XF10 nie posiada filtra AA – co poniekąd tłumaczy tak dużą szczegółowość obrazu.
W czasie mojej przygody z XF10 nie zauważałem też problemów z aberracją chromatyczną ani sferyczną, która jest skorygowana dzięki zastosowaniu dwóch soczewek asferycznych. To najpewniej dzięki nim udało się zachować tak kompaktowe rozmiary obiektywu. Jeśli chodzi o inne wady optyczne to winieta jest dość widoczna do przysłony f5.6, narzekać można także na dość dużą dystorsję beczkową, która jest widoczna także w plikach JPG, co pewnie można było lepiej skorygować. Kilka razy udało mi się także złapać flary, które można co prawda wykorzystać dla celów artystycznych, ale mogą także przeszkadzać w codziennej pracy.
Złącza, gniazda i otworki
Jeśli chodzi o złącza to do dyspozycji mamy:
-
- micro USB (komunikacja+ładowanie),
- micro HDMI,
- złącze mikrofonowe 2,5mm, które także pełni rolę złącza dla wężyka spustowego
Aparat jest także wyposażony w jeden slot na kartę SD (co nie powinno raczej dziwić), schowany pod klapką bateryjną. Jeśli już tutaj jesteśmy na dołączonym akumulatorze (NP-95) możemy wykonać ok 330 zdjęć, ale polecam zaopatrzyć się w co najmniej dwa. Tutaj troszkę boli fakt, że w zestawie brakuje ładowarki zewnętrznej. Obudowa posiada także wyprofilowany otwór umożliwiający wpięcie linki od dekielka lub paska na nadgarstek.
Komu, komu, bo idę do…
XF10 z założenia miał być prosty i niewiele zabrakło, aby tak się stało. X-T20, X-E3 czy X-T2 mają wymienną optykę, lepszy AF, wizjer i milion dodatków, które kiedyś komuś mogą się przydać. Jednak to 10-ka uczy myśleć i przewidywać, a jakoś obrazu jest absolutnie wystarczająca do publikacji w internecie. Obiektyw 18,5 wymaga przyzwyczajenia, ale to kolejne wyzwanie z którego można wiele dobrego wynieść. Gdybym sam miał wybrać dziś aparat dla początkującego fotografa to byłby to właśnie XF10. Nie dlatego, że jest to najprostszym z aparatów, ale dlatego, że jego ograniczenia stymulują rozwój. Można w całości skupić się na robieniu zdjęć, nie trzeba szukać lepszej ogniskowej, trzeba użyć tej którą się ma. Narzędzia wspomagające w postaci choćby:
- histogramu wyświetlanego w czasie rzeczywistym,
- elektronicznego poziomu,
- podglądu ekspozycji/efektu zdjęcia z możliwością jego wyłączenia,
- joysticka,
- konfigurowalnej siatki wspomagania kadrowania,
stanowią dużą pomoc, zwłaszcza na etapie nauki. Dodatkowo jakość wykonania, wygląd, komunikacja bezprzewodowa, wbudowane symulacje filmu, są jego najsilniejszymi punktami. Bez strachu mogę rekomendować ten aparat jako:
- dobry do codziennej fotografii (np. projekt 360),
- idealny dla społeczniaków (mam na myśli tych lubiących media społecznościowe),
- dobry aparat dla rodziny (pod warunkiem, że brak zoomu nie jest przeszkodą),
- aparat do fotografii ulicznej (jest na tyle bezpretensjonalny, że nie wzbudza podejrzeń),
- aparat do nauki fotografii (wszystkie jego wady w tym przypadku będą zaletami)
Podsumowanie
Nie wiem czy zakochałem się w samym XF10 czy może w grupie aparatów, którą reprezentuje. Wiem natomiast, że jeśli pojawi się XF70 w nowej wersji (z uchylnym ekranem, joystickiem i wizjerem) to będzie mój. Na rynku nadal jest miejsce dla takich konstrukcji i ważne, aby ten segment nadal się rozwijał. Bo to jest aparat, który idealnie nadaje się na ulicę, to właśnie te gabaryty dają prawdziwe poczucie swobody. Niepozorny wygląd sprawia, że ten aparat otwiera wiele drzwi, co ważniejsze żadnych drzwi nie zamyka, nim nikogo nie przestraszycie, a szansa, że dostaniecie od kogoś w dziób radykalnie spada. Przez brak wizjera w większości sytuacji wyglądam jak zabłąkany turysta, który przedawkował Xanax. W oczach przechodniów jestem nieszkodliwy, nawet ochroniarze odganiali mnie spod ICE Kraków z uśmiechem na ustach. Oni nie wiedzą, że tam w środku mam matrycę APS-C i nie zawaham się jej użyć. Można poczuć się jak Pan Tomasz Tomaszewski, on sam także twierdzi, że nieszkodliwy wygląd bardzo pomaga mu w trakcie robienia zdjęć i przyznam Wam, że coś w tym jest.
Niedosyt
Czego mi zabrakło w XF10 … konsekwencji. Skoro ktoś usuwa z tego aparatu sanki, uchylny ekran, wizjer to po jakiego czorta zostawia w nim możliwość nagrywania 4K na zewnętrzny recorder. Miejscami logika tego aparatu wygląda jakby komuś nie chciało się go dokończyć. Tak czy inaczej, generalne odczucia są bardzo pozytywne. Ja zdania o nim nie zmieniam, bardzo lubię Fujifilm XF10, a dziś to przekornie moje ulubione narzędzie do street photo.
Jeśli podoba Ci się to co robię i chcesz mnie wpierać, zapraszam Cie do grona patronów.
7 komentarzy
Dołącz do dyskusji i opowiedzieć nam swoją opinię.
Jak zawsze świetna i obiektywna recenzja . Temat chyba został wyczerpany w 100proc
Dzięki, cała przyjemność po mojej stronie 🙂
Zakochałem się w aparaciku od pierwszego wejrzenia, gdy przeczytałem jego specyfikacje to powiedziałem, że to jest to. Po prostu ma wszystko to co lubię i
potrzebuje w skromnej i stylowej obudowie (lubię szeroko i kadrować przez ekran, mógłbym spokojnie go nosić cały czas przy sobie) Uważnie przeczytałem recenzję aparatu bardzo ładnie napisaną i oprawioną pięknymi zdjęciami 🙂 Przekonuje mnie ona do zakupu tego aparaciku ale chciałbym dopytać o jedną rzecz – autofokus, o którym wspomniał Pan tylko, że jest powolny. Powolność rzecz na pewno względna ale bardziej mnie zmartwiło gdy innych testach i opiniach przeczytałem, że af kompletnie nie radzi sobie w gorszym oświetleniu. Czy dziś, pół roku od napisania tej recenzji dodałby Pan w tej sprawie coś?
Serdecznie pozdrawiam.
W trybie zwiększonej wydajności nie ma tragedii ale faktycznie nie jest to AF jaki znajdziemy w X-T3 czy X-H1. Natomiast ja zdania nie zmieniam, nadal bardzo lubię XF10. Dziś z uwagą wyczekuję następcy, jeśli będzie miał uchylny ekran, poprawiony AF to będzie bez wątpienia wart uwagi.
Dziękuję za odpowiedź 🙂 Nie znam innych modeli Fuji, moje dotychczasowe doświadczenie to najwyżej tanie lustrzanki niekoniecznie z kitami, gdzie też szału nie było.
Kupiłem XF10 kilka dni temu (głównie zachęcony Pana recenzją). Nie żałuje. AF sprawdza się w miarę dobrze (pojedynczy punkt i włączony wydajny tryb), jedynie może po zmroku jest to znacznie poniżej oczekiwań. Na co dzień fotografuję Pentaxem, więc jestem przyzwyczajony do specyficznego AF 😉 Fuji zachwycił mnie jakością zdjęć i inną kolorystyką zdjęć. Jest lekki, można go zawsze mieć przy sobie i to jest jego główna zaleta.
Bardzo mi miło, ja też bardzo lubię ten aparat i jak do tej pory zdania o nim nie zmieniłem. Jeśli pojawi się kolejna generacja z wizjerem i odchylanym ekranem na 100% ją kupię (albo następce x100F)