List do B.

Na tym blogu, choć od samego początku istnienia należy do mnie nie uprawiam prywaty. Nie opowiadam Wam jak minął mój dzień, jak jestem smutny albo szczęśliwy. Dziś jednak nadszedł szczególny dzień.

Nie opowiem Wam o żadnym z aparatów. Opowiem wam o wyjątkowym dla mnie człowieku. Bo chyba tyle mogę teraz zrobić. Odszedł właśnie jeden z moich największych kibiców. Człowiek, który wspierał mnie, obok mojego taty, przez całe moje życie i na którego zawsze mogłem liczyć. Jego twarz pojawia się już w moich pierwszych wspomnieniach z dzieciństwa bo znałem go od zawsze…

Mowa o moim wujku śp. Bogdanie Kozakowskim, któremu nikt nie postawi pewnie pomnika. Był normalnym skromnym, pracowitym człowiekiem. Na szczęście ten pomnik stoi już w sercu moim i sercach wszystkich, którzy Cię kochali. Wierzę w to, że żyjemy dopóki pamięć o nas samych trwa we wspomnieniach naszych bliskich. To znaczy, że dla nas zawsze będziesz nieśmiertelny.

Dokładnie rok temu pomagałeś mi z rurką tracheostomijną kuć wylewki w domu po grubej awarii, samemu będąc już wtedy bardzo chorym. W takich chwilach można poczuć, że obok jest ktoś kto, dosłownie, zawsze poda Ci pomocną dłoń. Ja miałem to szczęście, że byłeś… także w tych najtrudniejszych dla nas momentach.

Wujku… za wszystko bardzo Ci dziękuje, kocham i będę za Tobą tęsknił. Do zobaczenia…